niedziela, 26 sierpnia 2012

Hermann Scherer "Dzieci szczęścia"

Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego jedni całe życie zmagają się z problemami, zaś inni pławią się w luksusie? Dlaczego jednym „wiatr w oczy wieje”, zaś inni, napędzani nim, potrafią sięgać po więcej i więcej? Czyżby była to kwestia szczęścia? A może indywidualnych predyspozycji? A może, o czym rzadko myślimy odsuwając od siebie odpowiedzialność, to sprawa konsekwencji, ciężkiej pracy (w tym pracy nad sobą) i wizji? Czy to właśnie charakteryzuje dzieci szczęścia?
O tym, ze nikt nie rodzi się predestynowanym do sukcesu, zaś bardzo często naszym największym wrogiem jesteśmy my sami, pisze Hermann Scherer, jeden z czołowych prelegentów, ekspert biznesu w dziedzinie motywacji i rozwoju zawodowego. Jego bestsellerowa książka „Dzieci szczęścia” udziela nam odpowiedzi na pytanie „Dlaczego jedni całe życie szukają swojej szansy, a inni codziennie swoje szanse wykorzystuje?” i, jeśli ktoś chce odkryć powód, dla którego wciąż jest na ostatnim miejscu w peletonie szczęścia, to nie mógł trafić lepiej. Poradnik opublikowany przez Wydawnictwo Gall to kolejna już pozycja z serii IQ Rozwijaj inteligencję finansową, w której autorowi wystarczyło zaledwie dwieście pięćdziesiąt stron, aby otworzyć nam oczy na to, co dotychczas umykało – na sabotowanie każdego kroku, za co odpowiedzialni jesteśmy wyłącznie my, a nie – jak dotąd sądziliśmy – czynniki zewnętrzne.
Scherer dowodzi, że szanse są tak powszechne, jak samo życie, „są tak pospolite, jak torebka ekspresowej herbaty”. Tyle tylko, że każda szansa jest związana ze sposobem postrzegania codziennego dnia i dlatego większość z nas uważa je za bardzo rzadkie. Zazwyczaj oczekujemy bowiem, że szansa zostanie nam podana na srebrnej tacy, że przyjdzie do nas z transparentem „jestem szansą, wykorzystaj mnie”. Tymczasem te prawdziwe okazje kryją się wśród lęków i niepowodzeń czyli tam, gdzie ze strachu czy braku chęci rzadko zaglądamy, unikając raczej analizowania porażek. Rozglądamy się wiec dookoła oczekując lepszej przyszłości, czegoś naprawdę wielkiego, gdy tymczasem kluczem do sukcesu jest oddanie się temu, co znajduje się przed nami tu i teraz.
Jak jednak możemy uchwycić swoje szanse, kiedy wciąż mamy ręce pełne starych rzeczy, przyzwyczajeń, utartych sposobów postępowania i wyobrażeń. Trzymamy się tego wszystkiego kurczowo nie rozumiejąc, że aby stać się  wolnym, musimy zrezygnować z dotychczasowego poczucia bezpieczeństwa. Otaczając się murem, zamknęliśmy się w więzieniu i pozbawiliśmy wszelkich szans na wolność i możliwość lepszych zarobków. „A w dodatku kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy – po to, aby zrobić wrażenie na ludziach, których nie lubimy”, oczywiście wszystko to w imię złudnego poczucia bezpieczeństwa. W konsekwencji uparcie tkwimy przy nierealnych zamiarach, mówimy o tym, czego nie zrobiliśmy, marzymy o tym, co się nie spełni i to na dodatek nie spełni się wyłącznie z naszej winy. Ta osobliwa skłonność do krzywdzenia siebie to wynik kontynuacji i utrwalania dyskomfortu, stanu niezadowolenia po to, aby – paradoksalnie – móc poczuć się bezpiecznym. Dzieci szczęścia tak nie postępują. Dzieci szczęścia, niczym Agatokles wyjeżdżający na wojnę z Kartaginą, palą za sobą statki, by nie dopuścić do siebie myśli o powrocie.
Scherer boleśnie uświadamia nam, że wcale nie dążymy do maksymalizowania wyników naszych transakcji bowiem wygodniej jest nam żyć w zgodzie z odczuwanym przez nas, subiektywnie postrzeganym i względnym standardem. Tym samym zaspokajamy swoją potrzebę przynależności do grupy, jednocześnie pozbawiając się wszelkich możliwości rozwoju. „Wolimy być jeden procent ponad przeciętność, niż jeden procent poniżej szczytu” – pisze autor i trudno nie przyznać mu racji. To właśnie obnażając nasze mechanizmy postępowania Scherer udowadnia, że sami torpedujemy nasze pragnienia, obniżamy loty, asekurujemy się nie podejmując żadnej decyzji czy ryzyka. Nikt inny nie jest odpowiedzialny za naszą klęskę, nie możemy winić ludzi wokół nas, czynników zewnętrznych, wymówką nie są odziedziczone długi czy kryzys gospodarczy. Jedynie rzucając się na głęboką wodę nauczymy się pływać, inaczej wciąż będziemy brodzić po kostki przy brzegu zazdrośnie spoglądając na roześmiane dzieci szczęścia w oddali. A może pora do nich dołączyć?
„Dzieci szczęścia” Scherera, podobnie jak inne poradniki, nie podają gotowego przepisu na sukces – dla każdego oznacza on wszak coś innego. Autor jednak wytyka nam notorycznie popełniane błędy, zwraca uwagę na nasze tchórzostwo i strefę komfortu, którą boimy się opuścić zachowując nasze status quo. Zachęca też do tego, aby nie bać się walczyć o więcej, by nie bać się marzyć i sięgać do gwiazd. „Prawdziwe dzieci szczęścia to ludzie tak kompetentni, że używając własnej woli, są w stanie dotrzeć do celu, nikomu przy tym nie szkodząc, a nawet robiąc to w taki sposób, że inni na tym korzystają” – pisze autor uświadamiając nam, że posiadane kompetencje i niezłomność w dążeniu do celu determinują nasze działania, nie pozwalając zboczyć z raz obranej drogi. Scherer stworzył książkę, która ułatwia nam odkrycie tego, co dawno straciliśmy z zasięgu wzroku – własnej ścieżki. Stworzył mapę, za pomocą której na tą ścieżkę możemy wrócić. Stworzył przepis, dzieki któremu możemy zostać jednym z dzieci szczęścia. Zatem – Just do it!
Hermann Scherer "Dzieci szczęścia", Wydawnictwo Gall, 2012 r.
Recenzja została także umieszczona na stronach wolrtalu literackiego Granice.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz