wtorek, 28 czerwca 2011

Harosław Jaszek „Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu”

Tym razem nietypowo- niby beletrystyka,a w rzeczywistości znakomita książka o zarządzaniu i o tym, jak optymalizując,można zrujnować...


Skrót TQM pochodzi od angielskich słów Total Quality Management, co tłumaczone jest na język polski jako „kompleksowe zarządzanie jakością". W koncepcji TQM każdy czynnik w przedsiębiorstwie lub w jego otoczeniu ma wpływ na jakość, toteż każdy aspekt działalności należy realizować uwzględniając podejście projakościowe. Istotą TQM jest zintegrowanie celów przedsiębiorstwa z celami jego klientów. Realizacja celów przebiega przy pełnym zaangażowaniu  pracowników organizacji i przy wiodącej roli kadry kierowniczej. Struktura organizacji kierującej się zasadami TQM podporządkowuje się kulturze pracy zespołowej. Zarządzanie procesowe  to natomiast zarządzanie procesami przekrojowymi i zawartymi w nich działaniami.
Wszyscy studenci zarządzania czy controllingu doskonale wiedza o czym mowa, a na „własnej skórze” wdrażanie tych koncepcji, ich optymalizację czy efekty, odczuwają pracownicy korporacji i ich klienci. O tym, jak doskonałe w swym założeniu idee mogą stać się absurdalnymi pomysłami na zarządzanie firmą i jak szybko można doprowadzić funkcjonujące przedsiębiorstwo do upadku, pisze znany cynik XXI wieku, czyli Harosław Jaszek.
Autor, znany z książki „Jak niczego nie rozpętałem” nie stracił nic ze swojego zmysłu obserwacji i racjonalizmu, przeciwstawiającego się wpajanemu  przez wielkie organizacje linearnemu myśleniu i ubezwłasnowolnieniu pracownika  pod hasłem standaryzacji i ujednolicania struktur.Tym razem Jaszek opisuje cienie i blaski (choć tych  cieni jest zdecydowanie więcej) pracy dla korporacji, a „Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu”  uświadamia nam, że biurowe życie może być bardziej niebezpieczne niż pole bitwy.
Wraz z bohaterem, pełni entuzjazmu i zapału do pracy, wkraczamy do budynku Nethol NV, światowego potentata na rynku otwieraczy, którego nazwa budziła powszechny szacunek otoczenia. Dziesiątki młodych ludzi nieświadomych tego, że zakłady takie jak ten (powstały na bazie polskiej firmy POLOT), przeżuwają ludzi na śniadanie, a następnie wypluwają zużytych, wycieńczonych  i pozbawionych zarówno umiejętności samodzielnego myślenia jak i podejmowania decyzji. Holenderski koncern, inwestujący setki tysięcy euro w stworzenie miejsc pracy, wydawał się być spełnieniem marzeń każdego pragnącego rozwoju i mającego na uwadze swoją ścieżkę kariery człowieka. Rzeczywistość jest jednak brutalna …
Nasz bohater, osadzony na stanowisko o imponująco brzmiącej i nobilitującej nazwie Key Account Manager (Kierownik ds. Kluczowych Klientów) trafia do Działu Sprzedaży do Obcych, jednej z pomniejszych komórek sprzedażowych w dziale handlowym. I tu następuje zderzenie oczekiwań pracodawcy i pracownika, przy czym wynik starcia jest z góry przesądzony. Oczywiście na taka sytuację, podobnie jak na wszystkie inne (zarówno te typowe jak i te wyjątkowe) przewidziana jest odpowiednia procedura, która na bazie zidentyfikowanych procesów płynnie powinna przeprowadzić delikwenta przez każdy rodzaj jego aktywności.
Dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której do trzech procedur jest jeszcze stosowana czwarta – dotycząca koncepcji zmiany procedur, a ilość wytycznych w tym zakresie praktycznie uniemożliwia wykonywanie jakiejkolwiek pracy (no, chyba, że jest to optymalizacja procesów). Do tego mamy jeszcze wielogodzinne motywacyjne narady, nic nie wnoszące do firmy oprócz frustracji pracowników i pochłaniające mnóstwo energii i pieniędzy źle prowadzone projekty, takie jak PSAMI (czyli badanie zadowolenia i motywacji personelu) oraz PAPKA (doroczna ocena pracowników w kluczowych obszarach). W przypadku jakiegokolwiek sprzeciwu zawsze można pracownikowi zarzucić brak identyfikacji z misją i wizją firmy, bądź jego stanowisko zidentyfikować jako mudę i … dokonać korekty odchylenia w procesie optymalizując go.
Harosław Jaszek z niebywałą precyzją „wyłuskał” wszystkie absurdy do jakich prowadzi brak umiejętności zarządzania procesowego, nieefektywne przywództwo oraz błędy we wdrażaniu nowych strategii rozwoju, nadając temu wielce przystępną formę. Tym samym książka „Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu” powinna znaleźć się wśród obowiązkowych lektur na studiach związanych z biznesem, jako swego rodzaju case study. Wiedza o tym jak czegoś nie robić jest bowiem bezcenna… za wszystko inne możesz zapłacić kartą kredytową AmEX, wręczaną w ramach systemu motywacyjnego. 

Recenzja została umieszczona także na stronie wortalu literackiego Granice.pl

Harosław Jaszek "Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu", Wyd.IMG Partner, 2011r.

piątek, 10 czerwca 2011

Melissa Leone "Mój sekret"



Dawniej, słowo „sukces" oznaczało jedynie „przebieg wydarzeń, postępowanie, zdarzenie”. Dziś ta terminologia ewaluowała, a sukces najczęściej kojarzony jest z dobrami materialnymi. Tym samym „odnieść sukces" to kupić nowy dom, samochód, mieć na koncie sześciocyfrową sumę pieniędzy. Czy jednak tak jest naprawdę i, czy czujemy się ludźmi sukcesu, kiedy określa nas wyłącznie stan posiadania? Czy sukces równa się-w tym przypadku- szczęściu?
O tym, czym naprawdę jest sukces, pisze Melissa Leone w książce „Mój sekret", w której dzieli się z czytelnikiem dziesięcioma tajemnicami prowadzącymi do sukcesu. Kipiące źródło, szemrzący strumyk, spokojny staw, rwąca rzeka, spokojny prąd, rozgałęziona delta, spokojne ujście, bezkresny ocean, bezkresny wszechświat i wszystko jest jednym - oto owe strategie na osiągnięcie zadowolenia w życiu, zadowolenia rozumianego jako spełnianie swoich celów, marzeń, zaspokajanie swoich oczekiwań, choćby i wbrew powszechnie przyjętej definicji szczęścia.
Autorka zwraca uwagę, że obecnie to nasz wizerunek i widoczne elementy dorobku stają się najważniejszą sprawą w życiu, a stale porównując się z innymi budzimy w sobie poczucie niespełnienia, frustrację, a nawet zazdrość. Tymczasem to, co dla jednego człowieka jest sukcesem, dla drugiego może być zupełnie nieistotne. Melissa Leone proponuje zatem inną definicję sukcesu: sukces odnosimy wówczas, kiedy jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni i jeżeli nam niczego w życiu nie brakuje.
Musimy zatem określić do czego dążymy, zdefiniować swoje cele i... patrzeć pozytywnie przed siebie, realizując kolejne z nich. Autorka przypomina niezwykle piękne stwierdzenie „dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia". Niestety na to życie nie ma gwarancji, przepisu dlatego też to my musimy go kreować patrząc do przodu, ciesząc sie nowymi doświadczeniami i ucząc sie na błędach. Wszystkie doświadczenia, nawet te złe, mogą sprawić, że w przyszłości będziemy mogli inaczej podejść do życia, a pokonując kolejne, nawet małe stopnie cały czas przybliżamy się do sukcesu.
W osiągnięciu celów pomóc ma trening rozważnego postępowania czyli trzy zasady, które warto utrwalić w pamięci, żeby móc je wykorzystywać w każdej sytuacji, a mianowicie: zaakceptuj niezmienialne, zmieniaj to, co da się zmienić i odróżniaj zmienne od niezmienialnego. Te prawdy, stosowane w codziennym życiu mogą pomóc nawet wówczas, kiedy życie postawi przed nami trudne wyzwania.
Cała filozofia dążenia do szczęścia, ten sekret, który zdradzają nam kolejni autorzy, opiera się w zasadzie na tym samym schemacie: poznaj siebie, wyznacz cele i dąż do ich realizacji. Mimo to, każdego roku wciąż nowi czytelnicy, spragnieni odmiany życia, sięgają po książki jak ta, autorstwa Melissy Leone. Tego typu poradniki działają jak swego rodzaju placebo - nie pomogą, ale też nie szkodzą. Szkoda natomiast, że „Mój sekret" opiera się na komercyjnym sukcesie „Sekretu" Rhondy Byrne, bowiem okładki są niemal identyczne. Niezależnie jednak od tego, jaki będzie tytuł poradnika i jaka jego zawartość to wszystkie publikacje z tego zakresu łączy jedno- aby zadziałały, potrzebują działania. Nasza aktywność i motywacja do zmian kończy się jednak zbyt często na.... ich lekturze.

"Mój sekret" Melissa Leone, Wydawnictwo RM, 2011r. 

Recenzja "Mój sekret" została także umieszczona w wortalu literackim Granice.pl