sobota, 19 marca 2016

Przedsiębiorcza kobieta: Iza Jurasik - Kamińska

Dziś moim gościem jest Iza Jurasik - Kamińska, była dziennikarka, rzecznik prasowy, właścicielka firmy Pani PRojekt, autorka bloga "dom z duszą".


Iza Jurasik - Kamińska o sobie...

źródło: Iza Jurasik - Kamińska
Z wykształcenia humanista - ale wie, jak zamienić przestrzeń w przyjazną dla wszystkich domowników. Dobrze czuje się we własnych czterech kątach i chętnie dzieli się wiedzą o tym, jak sprawić aby wnętrza miały duszę.
Ze swojego zamiłowania do stylu skandynawskiego we wnętrzach i ręcznie wykonywanych ozdób stworzyła markę dekoracji do domu "po zachodzie" oraz markę szytych tekstyliów kuchennych "blue and white", mocno inspirowanych ceramiką bolesławiecką.


J.G.: Reprezentujesz firmę zajmującą się tworzeniem oraz sprzedażą artykułów do wystroju wnętrz, ale i produktów dla dzieci. Skąd pomysł na taki rodzaj działalności? 

„Po zachodzie” to marka produktów inspirowanych Skandynawią. W obrębie tej marki tworzymy nie tylko krasnale ale króliki, dekoracje dla dzieci oraz ozdoby na przyjęcia i dekoracje sezonowe. Skandynawskie wzornictwo czerpie garściami z tradycji rodzimego rzemiosła. Wszystkie ozdoby miały tam własny styl. Były robione przez członków rodziny i dzięki temu tak niepowtarzalne. Są to rzeczy bardzo skromne, w stonowanych barwach, i bardzo uniwersalne - by równie dobrze odnalazły się w codziennym wystroju wnętrza. I podobnie jest z produktami "Po zachodzie". Staram się aby żywotność dekoracji nie kończyła się po sezonie, aby mogła ona funkcjonować w kuchni albo rosnąć razem z dzieckiem w jego pokoju..

Styl skandynawski jest specyficzny, urzeka przede wszystkim prostotą, lekkością, dobrą jakością tkanin. Przypomina moje zabawki z dzieciństwa albo może bardziej - moje wyobrażenia o zabawkach, inspirowane bajkami Astrid Lingren. Pomyśl o ulubionym zapachu z dzieciństwa. Dla mnie to jest koktajl z truskawek, który robiła babcia. To historia, którą chcę przeżywać na nowo, i na nowo. Bo wszystkie piękne rzeczy, które nas spotykają, stają się opowieścią, której jesteśmy bohaterami. To co robię staje się opowieścią. Na dobrą sprawę tym za czym wszyscy tęsknimy. 

Obkupiliśmy się telewizorami, tabletami, smartfonami i zaskoczyło nas odkrycie: co teraz? Dlaczego tylu ludzi z pasją oddaje się egzotycznemu gotowaniu? Po co tysiące dziewczyn i chłopaków każdego dnia biegają? Bo chcą czegoś więcej, czegoś nienamacalnego. Za każdą moją szytą lalką idzie taka właśnie legenda. Odwołanie do czasów, gdy historie były opowiadane wieczorami w skandynawskiej chacie przy lampie naftowej. Przynoszą coś więcej niż tworzone w fabrykach dekoracje do domu.

źródło: Iza Jurasik - Kamińska
J.G.: Jak myślisz, co Cię wyróżnia na rynku?

Wydaje mi się, że są to krasnale. Pracując w agencji PR, dziwiłam się, że nikt we Wrocławiu nie szyje krasnali, skoro są u nas tak bardzo popularne.
Bo we Wrocławiu krasnoludki są wszechobecne, dlatego śmiejemy się, że wrocławianie, wychodząc na ulicę – odruchowo patrzą pod nogi. Krasnoludki z Wrocławia bardzo mocno kojarzą się z Pomarańczową Alternatywą oraz z rzeźbami na chodnikach. A ja chciałam aby przekazać także wrocławianom skandynawskie tradycje krasnalowe. Tam krasnale mieszkały w każdym gospodarstwie. Małe, chude w szpiczastych czapeczkach, ludzie starali się być z nimi w dobrych stosunkach, aby nie psociły i chroniły dom przed nieszczęściem. W noc wigilijną obowiązkowo częstowali skrzaty miseczką słodkiej kaszy, po to tylko aby podtrzymywać przyjaźń cały następny rok. U nas w domu, krasnale także były obecne. Jeszcze zanim powstały formy szyte, opowiadaliśmy naszym dzieciom, że skrzaty mieszkają pod klepką w podłodze.

J.G.: Czy wszystkie produkty wykonujesz samodzielnie, czy współpracujesz z innymi wytwórcami?

Obecnie krasnale cieszą się zainteresowaniem wrocławskich firm, zamawiają je jako gadżety firmowe. Nawiązujemy też kontakty na skandynawskich rynkach. Firma jest bardzo młoda, działa od września 2014 r. ale bardzo prężnie się rozwijamy. Od początku chciałam domową manufakturę zamienić w firmę. Teraz dobieram do współpracy najlepsze polskie krawcowe, choć pierwsze wzory zawsze szyję sama.

źródło: Iza Jurasik - Kamińska

J.G.:  Jak powstają wykonane przez Ciebie przedmioty? Skąd czerpiesz inspirację, wzory? 

Na początku, jak większość rękodzielników szukałam własnej drogi, szyłam wszystko i nic. Próbowałam różnych technik, różnych wzorów, podpatrywałam innych. Potem postanowiłam uporządkować nieco głowę. Na początku moje produkty wyglądały zupełnie inaczej, uczyłam się dopiero ich form, zmieniałam je, szkoliłam warsztat i techniki. Od samego początku jednak postanowiłam sięgnąć po coś co jest w zasięgu mojej ręki, motywy dobrze rozpoznawalne, dobrze się kojarzące, mocno stopione z miejscami, z których pochodzę i w których żyję. 
Obecnie formy królików wymyślam sama. Początkowo szukałam ich w sieci. Dziś króliki modyfikują sami klienci - dzieci i rodzice. 

J.G.: Jesteś samoukiem? Kto uczył Cię szyć? A może kończyłaś jakieś kursy w tym zakresie?

W rodzinie nikt nie szyje zawodowo, ani mama ani babcia. Sama zaczęłam szyć, dziergać na drutach i szydełkować jeszcze w szkole podstawowej. Jestem szczęśliwym dzieckiem, które miało w szkole zajęcia ZPT. Na Tildowe lalki jest moda, wzory są ogólnodostępne, na nich uczyłam się form, aby po czasie wypracować własne. Najbardziej rozpoznawalne są tildowe anioły, ich szyję bardzo mało, bo rynek jest nimi nasycony. W stylu tildowym powstają moje krasnale ale ich wzór jest przeze mnie od podstaw zmodyfikowany.

źródło: Iza Jurasik - Kamińska
J.G.: Pamiętasz swój pierwszy wykonany ręcznie przedmiot? Co to było?

Chyba powoli staję się monotematyczna, ale był to oczywiście krasnal. Dziś jak na niego patrzę, nie mogę uwierzyć, że stworzyłam coś tak krzywego i szpetnego. Krasnoludki istniały w moim domu zawsze, były ukryte w książkach, mieszkały pod podłogą, razem z nami zmieniały adresy. Wszyscy – nie tylko dzieci opiekowały się nimi, podrzucały cukierki i okruszki w zamian za pomoc. 
Krasnoludki to według wierzeń skandynawskich opiekuńcze duszki, pomagają nam zawsze w trudnych sytuacjach, dokańczają nieskończone prace domowe, opiekują się wszystkimi domownikami, przypominają o wartościach i pomagają nam ich strzec.
Najczęściej można je spotkać po zachodzie słońca - stąd nazwa marki.

J.G.: Kierujesz się własnymi pomysłami, czy też można u Ciebie zamówić przedmiot, o danym kształcie i kolorze, motywie podanym przez klienta?

Bardzo często wykonuję rzeczy na zamówienie. Szyję nietypowe maskotki, na przykład ostatnio tworzyliśmy bohatera czeskiej bajki Niuniucha albo strażaka, jako gadżet firmowy.

J.G.: Co – myśląc o ofercie twojego sklepu – najczęściej kupują klienci?

Zapotrzebowanie na dekorowanie pokoju dziecka na różnych etapach jego rozwoju jest stałe. Coraz więcej rodziców znudzonych jest powtarzalnymi wzorami, oferowanymi w sklepach. Świadome rodzicielstwo obejmuje obszar dekoracji i zabawek. Coraz większą popularnością cieszą się nietypowe produkty wykonane z naturalnych materiałów, idealnie jeśli mają przy tym swoją opowieść, przesłanie, która trafi do rodzica.
Dobre produkty dla dzieci to nie tylko zabawki edukacyjne, jak sądzą niektórzy rodzice nastawieni na rozwój intelektualny dziecka. Zabawa nie musi być albo nauką, albo wysiłkiem, albo rozrywką, a tak nierzadko myślimy. Zabawka nie musi być z reklamy, może pobudzać wyobraźnię, uczyć gustu i opiekuńczości, pomagać odtwarzać role życiowe. Dlatego rodzic powinien przynajmniej próbować zastąpić coś co sztuczne i nieestetyczne, tym co wysmakowane i ładne. Poza tym pamiętajmy, że taki przyjaciel przytulanka (miś, królik, żołnierzyk lub krasnal) mogą pomóc dziecku w trudnych sytuacjach. Dlatego forma jest sprawą drugorzędną, najważniejsza jest idea i sposób jej podania.

źródło: Iza Jurasik - Kamińska
J.G.: Czy planujesz rozszerzenie oferty firmy o inne produkty bądź usługi, na przykład o kursy szycia?

Mam dwie marki i obecnie nie mam czasu na dodatkowe projekty. Druga marka nazywa się "Blue and white" to wysokogatunkowe tekstylia kuchenne, głownie z lnów i bawełny, skierowane do klientów detalicznych oraz do branż horeca i florystów.
Blue and white powstawało w mojej głowie bardzo długo i wynika z osobistej fascynacji stempelkami z Bolesławca – piękną ceramiką tam tworzoną.
Jestem rodowitą bolesławianką, kocham to miasto i tam stworzyłam firmę. Od dawna planowałam produkcję pięknych tekstyliów kuchennych, takich – które będą szły w parze z wysmakowanym wzornictwem lokalnej kamionki i wysoką jakością naczyń.
Wydaje mi się, że połączenie pięknych lnów, dobrej jakości bawełny – da ten właśnie efekt.
Fartuchy, zapaski, kitle nie muszą być szyte z poliestru, a na stołach nie musimy mieć obrusów plamoodpornych. Polacy pokochali gotowanie. Chętniej oglądamy i odważniej zgłaszamy się do programów kulinarnych typu talent show. Zaczynamy zwracać uwagę na to, co jemy ale i jak jemy. Liczy się wartość i estetyka podanej potrawy ale też oprawa jedzenia.
Pamiętamy już nie tylko o papierowych serwetkach (kilka lat temu nawet tego nie było na stole) ale robimy znacznie więcej: zwracamy uwagę na dodatki i tekstylia – ich wykonanie i jakość.

J.G.: Jaki aspekt związany z tworzeniem tych pięknych przedmiotów, tekstyliów, przynosi ci najwięcej satysfakcji? 

Chyba taki, że to są po prostu ładne rzeczy, takie, które sama posiadam i chętnie używam. Pracując w agencji PR-owskiej oglądałam czasami firmy, które marnowały tyle energii by wszystko udawać. Jaka to strata czasu. Po co udawać? Prawdziwy len, szalik zrobiony z naturalnej wełny, bawełna zerwana niemalże prosto z krzaku nie muszą niczego udawać. Najczęściej ludzie, którzy tego dotykają od razu doceniają autentyczność tej opowieści. 

J.G.: Jakie były początki Twojej działalności? Co było wówczas dla Ciebie największym wyzwaniem? 

Przez większość zawodowego życia byłam dziennikarzem, rzecznikiem prasowym, a na końcu PR-owcem. Przez lata pracując jako specjalista do spraw public relations, podpowiadałam swoim klientom z różnych branż skuteczne techniki promocji, które nierzadko mimo ich początkowej niewiary, przynosiły po czasie efekty. Tajemnicą tych sukcesów wizerunkowo – marketingowych była ciężka i konsekwentna praca na wszystkich płaszczyznach w firmie – nie tylko w produkcji i sprzedaży według ustalonych strategii, elastyczne reakcje na otoczenie. O swojej firmie myślę podobnie. Od pierwszego dnia działam jak firma, a nie manufaktura domowa, mam strategię działania, mam cele. 

źródło: Iza Jurasik - Kamińska

J.G.: Na jakie trudności związane z prowadzeniem działalności napotkałaś?

Chyba najbardziej rozczarowała mnie jakość niektórych polskich tkanin. Teraz tkaniny kupowane są w Polsce i za granicą, są wyłącznie nowe i najlepszego gatunku, choć pierwsze swoje prace szyłam na tym co mi wpadło w ręce, nierzadko za mniejsze pieniądze. Szybko jednak zrozumiałam, że nie tędy droga. Jeśli chcesz pokazać klientowi, jak wygląda w dotyku dobry len, musisz go po prostu mieć.
Cena produktu nie jest niska, jest wypadkową wielu elementów: surowca, pracy, projektu, promocji, jakości. Ale klienci przyjmują i akceptują tę cenę, bo wiedzą, że w zamian otrzymują jakość i oryginalny pomysł. Coś, co jest estetyczne, pomysłowe, zrobione z największą starannością, znajdzie wielu nabywców. 

J.G.: Jak na informację o chęci stworzenia czegoś własnego zareagowały osoby z Twojego otoczenia? Czy miałaś ich wsparcie? A może odradzali własny biznes? 

Na rodzinie mogę polegać ale wiem, że byli moimi pomysłami zwyczajnie przerażeni.

J.G.: Co Cię motywuje do działania? 

Chcę sprawdzić co będzie za 5, 10 lat. Do którego momentu dojdę:)

J.G.: Jako osoba prowadząca firmę co byś doradziła kobietom, które dopiero myślą o założeniu własnej działalności? Co powinny wziąć pod uwagę? Jak się przygotować? 

Na początku, jak większość młodych przedsiębiorców szukałam własnej drogi, szyłam wszystko i nic. Próbowałam różnych technik, różnych wzorów, podpatrywałam innych. Potem postanowiłam uporządkować nieco głowę i założyłam firmę. Na początku moje produkty wyglądały zupełnie inaczej, uczyłam się dopiero ich form, zmieniałam je, szkoliłam warsztat i techniki.
Początkowo sądziłam, że działalność sklepu internetowego może i wręcz musi odbywać się w Internecie. Budujemy platformę sprzedażową i promujemy sklep w sieci. Bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że klientom i kontrahentom trzeba się pokazywać, rozmawiać z nim, pozwalać dotykać produkty. Podobnie jest ze sklepami, które decydują sie na zatowarowanie sklepu naszymi produktami. Nie wystarczy oferta. Jak w każdej branży trzeba się spotykać, rozmawiać, nie wszystko da się załatwić przez Internet, mimo, że technologie nam na to pozwalają.
Nie ma nieskutecznych sposobów na dotarcie do klienta. Czasami po prostu efekt przychodzi później niż się tego spodziewamy. Warto próbować wielu metod i robić to konsekwentnie. I konsekwencja jest chyba najważniejsza.
Start firmy na pewno ułatwia biznes plan i przemyślenie wszystkich aspektów jej działalności. Rękodzieła na rynku jest mnóstwo, jest duża konkurencja dlatego trzeba mieć pomysł na siebie. Nie znaczy jednak, że nie ma miejsca na nowe marki. Wręcz przeciwnie. Trzeba tylko umieć się pokazać, trzeba znać atuty swoich produktów, wierzyć z ich wartość. Trzeba liczyć się z sytuacją na rynku (konkurencja, szara strefa, sezonowość) i tak budować ofertę aby była modułowa i uzupełniała się. Bardzo ważne jest myślenie celami i przewidywanie kolejnych kroków. Przykładowo dziś myślę o tym, jak logistycznie rozwiązać rzeczy, które mogą zdarzyć się jutro. 

źródło: Iza Jurasik - Kamińska
J.G.: Czy, mając na uwadze swoje obecne doświadczenie, ponownie podjęłabyś decyzję o prowadzeniu swojej firmy? 

Tak, zdecydowanie tak. choć pewnie rzeczy zrobiłabym inaczej. Pewnie szybciej

J.G.: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Marzę o dniu, kiedy pojadę na urlop.

J.G.: Bardzo dziękuję za rozmowę i krasnalowe opowieści. Pozostaje mi tylko życzyć tego wypoczynku!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz